Tak można by podsumować weekendowy wyjazd, ale byłaby to wredna manipulacja anty-propagandowa. Faktycznie, w sobotę rano spod siennika zwiał mi wystraszony zaskroniec,
w nocy z soboty na niedzielę lekko powiało chłodem
(sama mogę sobie podziękować za brak wełnianych sukienek), a deszcz spadł – jak już miałam złożony namiot i spakowane bagaże.
Pomijam już fakt że były to okoliczności marginalne do pomijalności.
Tak naprawdę było magicznie. Sami zobaczcie:
1040-lecie bitwy pod Cedynia |
Dziękuję za zaproszenie, obyśmy zobaczyli się w przyszłym roku.
ORGom po trzykroć Sława!Sława!Sława!
1 Comment
Dziękujemy za miłe słowa :)
Hyh, ja też chce zaskrońca w namiocie :D Strasznie je lubię :D
A Ivan donosił mi, że w lesie znalazł wylinkę z jakiegoś większego potwora :)