A miało być tak pięknie. Zwykły spacerek grupy zaawansowanych wiekowo i kontuzjowanych wojów. Założenie było proste – wychodzimy z obozu, znajdujemy nasz oddział kurierski i niepostrzeżenie wracamy do obozu, bo nikt chyba nie miał ochoty walczyć w chmarze gzów przy niemal +30 w cieniu. I tyle założeń.
Parafrazując klasyka: Aslafa nie było, ale i tak było zajebiście. Głodni, mokrzy i zmęczeni wróciliśmy do obozu akurat na czas, żeby zjeść obiad przed oberwaniem chmury. Ach, wspominałam może, że z braku męskiego stroju wędrowałam przez te chaszcze w kiecce podciągniętej nad kolana? Brawo ja. Pokrzywy czuję do tej pory ;]
Tak wyglądały dla mnie sobotnie manewry na Północnej Rubieży. A poniżej cała impreza w telegraficznym skrócie.
Sława Drużynie Nidhogg z Braniewa za udany weekend.