W tym roku sezon wyjazdowy zaczął się z rozmachem, bo zagranicznie. Inicjatywa o tyle ciekawa, co lekko na wariata, bo zgarnięto mnie do niej na tydzień przed wyjazdem, ale co tam – warto było przesiedzieć te 12 godzin w różnych środkach komunikacji.
Burgfest, 22 z kolei, odbywał się w parku u podnóża tego uroczego zameczku. Ogrodzenie które widzicie było jednocześnie polem bitwy, terenem pokazów konnych i sceną dla nocnego fireshow, które nielicho mnie zaskoczyło.
Wracając do samej imprezy: było ludnie, ilości namiotów nawet nie podejmuje się oszacować, a o ilości wojów najlepiej świadczy fakt, że poza głównymi liniami w tyle zostawały jeszcze po 3-4 oddziały odwodów.
Na początku zaskoczyła nas ilość mroku, ale szybko okazało się, że to turyści – impreza była biletowana, a “przebierańcy” mieli solidne zniżki. U nas by się to chyba nie przyjęło. Poza tym imprezka była wieloepokowa, więc poza Wikingami i Słowianami przewijali się też Celtowie i oczywiście rycerze…
… i rzemieślnicy z innych epok
Trzeba jednak przyznać, że mimo różnic językowych (poza rodzimymi Niemcami byli też Amerykanie, Kanadyjczycy, Francuzi i Rosjanie) było niemal rodzinnie. Szczególnie, gdy w trakcie pakowania na moją angielskawą prośbę o strzelenie grupówki usłyszałam w pięknej polszczyźnie “z zamkiem w tle, czy bez?” (Pozdrowienia dla pani fotograf ;) )
—
Edit 9.06.14 : Okazało się, że wiedzieliśmy kogo spytać i poniższą fotkę trzasnęła nam Kasia Skrzypek Regula z Foto Forge
—
Teraz wiecie skąd ta radość ;)
Więcej zdjęć TUTAJ… a ja już się zastanawiam jak tu wyjechać w przyszłym roku.