Przy okazji mojej “codziennej” pracy mam przyjemność przebywania z różnymi starymi obiektami. Czasem są to rzymskie monety, czasem kafle piecowe, a czasem – stare krosna. Tym razem moja misja nie polegała na osnuciu takowych, ale ich rozłożeniu. Wystawa na której stały jest właśnie zwijana na czas remontu budynku.
Same krosna przywędrowały do Elbląga z Podlasia i były darem od pani Teresy Pryzmont. Widać po nich, że były długo i intensywnie używane, chociaż przy kompletnym brak rozczulania się nad sprzętem (plastikowy sznurek w różnych dziwnych miejscach) w pełni sprawne. Ot zwykłe narzędzie – przynajmniej tak mi się wydawało. Okazało się bowiem, że ten staruszek ma swoje tajemnice. A nawet jeśli nie tajemnice (nie patrzyłam w kartę obiektu), to detale, które mnie rozczuliły.





Ta rozeta to poza profilowanymi wspornikami jedyny element zdobniczy. Jest dokładnie na wysokości płochy, więc trzeba wiedzieć gdzie i czego szukać. Tym bardziej się cieszę, że ją wypatrzyłam. Ciekawe, czy ktoś umieścił ją jako ozdobę, czy talizman, bo na drugim wsporniku żadnych ozdób nie było.

Uwagi końcowe. Zaskoczyło mnie jak łatwo dało się ten sprzęt rozmontować. Nie licząc zapieczonych węzłów na plastikowych sznurkach wszystkie kołki i łączniki dało się zdemontować bez problemów. Jedyne czego żałuję, to stracona robótka, bo zarówno dywanik, który powstawał jak i pozostałe 3 metry osnowy mole zeżarły i o ile dla tego pierwszego jest jeszcze nadzieja, to osnowę definitywnie szlag trafił. Szkoda, bo miałam nadzieję jeszcze ją zutylizować.
Już nie mogę się doczekać ponownego składania i osnuwania, ale to dopiero za dwa lata