Czas przyspieszył, a to znaczy, że sezon rekonstrukcyjny już niedługo. Nadrabiając zaległości dwa słowa o współpracy między pracowniami jaka miała miejsce dwa tygodnie temu. Na zaproszenie Aleksandry wybrałam się do Łęcza, żeby pomóc jej osnuć jej nowe krosno.
Łęcze to wieś pod Elblągiem. Pół drogi można pokonać autobusem podmiejskim, drugie pół, spacerkiem, zajmuje troszkę ponad pół godziny – szczególnie, jak się co chwile staje podziwiać lasy Wysoczyzny Elbląskiej (park krajobrazowy) i panoramę na Zalew Wiślany.
Sama Pracownia Rzemiosł Dawnych też ma ciekawe sąsiedztwo. W okienka zagląda stary wiatrak, a raczej to, co z niego zostało (na zdjęciu widok z drugiej strony wzgórza)
Na miejscu czekała na mnie lekko używana Glimakra. Przyznaję się bez bicia, że miałam z czymś takim do czynienia pierwszy raz, i gdybym zawczasu nie przyjrzała się starym podlaskim krosnom, które stoją w muzeum kompletnie nie wiedziałabym jak to ugryźć. Tak przynajmniej wiedziałam gdzie mają trafić podnóżki a gdzie nicielnice :P
Po mojej prywatnej Harfie i dwóch przygodach z krosnami pionowymi ( pierwsza | druga ) counterbalance sprawił mi sporo problemów ( doświadczone tkaczki proszę niniejszym o weryfikację ;) ) Najtrudniej było wypoziomować nicielnice, bo co chwila jedna zjeżdżała na bok. Z perspektywy czasu już wiem, że w zestawie były bardzo mądre wsporniki, ale i tak pozostał problem przekoszonego bloczka z lewej strony. Tak czy inaczej dałyśmy radę.
Jakieś 60 nici. I tylko jeden błąd. Gładko poszło :)
A nadzór merytoryczny czuwa.
Pierwsze centymetry utkałam sama, żeby sprawdzić, czy wszytko działa w miarę dobrze, potem do nowej zabawki siadła Aleksandra.
Więcej fotek z międzyczasu możecie zobaczyć na jej blogu. Na Facebooku widziałam niedawno zdjęcie postępów pracy. Wygląda na to, że, pomimo ewidentnej partyzantki z mojej strony, sprzęt działa jak powinien.
Po fakcie już znalazłam instrukcję wideo jak krok po kroku osnuć podobne krosna i dokumentację do krosien Glimakry. Lepiej późno niż wcale – na przyszłość będę mądrzejsza.
No to narobiłam sobie apetytu na takie krosna. Niestety dopóki nie zamienię mieszkania w bloku na dom z ogrodem – na co się nie zanosi – będą musiały mi wystarczyć mniejsze formy i takie właśnie gościnne występy…