Wydawać by się mogło, że Karolina ogłosiła Rok Polskiej Wełny zaledwie przed chwilą, a to już niedługo maj…
Nie, nie olałam tematu, nie zapomniałam. Kto śledzi mnie na Instagramie, ten wie, z wpisy z tagiem #rokpolskiejwelny pojawiają się co jakiś czas. Zwyczajnie nie mogłam się zebrać do wpisu. Tak nawiasem jeśli też zdarza się wam prząść/tkać/dziergać z wełny polskiego pochodzenia – tagujcie – Karolina zapewne się ucieszy z informacji jak daleko sięga jej akcja ;)
Wracając do samej wełny… W lutym, przy okazji urodzin trafiła do mnie paczka z czterem różnymi czesankami. Bardzo różnymi jak się w trakcie obróbki okazało. Pierwsza na wrzeciono trafiła… zdaje się wrzosówka. Oczywiście w roztargnieniu swoim wyrzuciłam etykietkę, bo wpis miał powstać od ręki. I teraz nie mam pewności, czy to faktycznie była wrzosówka czy szara barwna górska.
Długi, lekko sztywny włos, odrobina lanoliny… i w końcu się dowiedziałam jakim cudem Rosmar za jednym skrętem wyciąga metrową nitkę. Nie licząc przerw na wybieranie podstrzyżyn nitka niemalże przędła się sama. Ten właśnie kolor dostał roboczą nazwę Siwej Czarownicy.
Kolejna była czarnogłówka – tu już nie mam wątpliwości.
Podstrzyżyn niemal żadnych, długi, sztywnawy włos, delikatna lanolina. Niby zwykła, biała czesanka, ale jak bardzo inna od tego na czym uczyłam się prząść do tek pory. Na zdjęciu poniżej: po lewej czarnogłówka “od bacy”, po prawej merynos z dużej firmy.
Na samym przędzeniu się nie skończyło.
To drugie podejście do tej krajki. Siwa Czarownica w pojedynkę okazała się zbyt słaba – musiałam ją zdublować. Za tło robi merynosowy singiel.
Od razu też zdublowałam trzecią nić – tym razem z całą pewnością z polskiej barwnej owcy górskiej. Ta paczka była wprost idealnie wyczesana i przędła się jak marzenie.
Teraz jeszcze na zdublowanie czeka czarnogłówka (mam w planie zrobić szarą krajkę z białym wzorem) i będę mogła wziąć się za jagnię czarnogłówki. Podchodzę do tego trochę jak pies do jeża, bo nie wiem czy ogarnę tą szarą chmurkę, ale jak ręce będą mi się nudzić w majówkę to nawet takie wyzwanie niestraszne ;)
—
Na marginesie – czesanki polskich owiec zakupione zostały TU – wpis ten nie powstał z zamiarem reklamowania sprzedawcy, a zdania relacji z eksperymentu. Jeśli jednak zaciekawiłam was tym wpisem – czesanki od Karoliny i akcję promocji polskiej wełny serdecznie polecam :)
4 Comments
Wszystko barwna górska. Ale zdziwiłam się, że Czarownica nie dała rady w singlu. Pozdrawiam i cieszę się zawsze jak szczerbaty do suchara, jak widzę tag u Ciebie.
Tak tez mi się wydawało, dzięki za potwierdzenie. Czarownica zapewne była za słabo skręcona – tak mi się spodobało to jak lekko się wyciąga, że zapomniałam na co to przędę ;)
Ano pod tkanie to trzeba ten skręt docisnąć na maxa :) Ja szczerze powiedziawszy też mam ten problem, bo potrafię robić tak lekkie single że prawie w ogole nie przekręcone :) A wtedy na osnowę niestety odpada. I powiem Ci że z tego merynosika, na ktorym ty się uczyłaś to i ja długiego ciągu nie zrobię, bo to po prostu zupełnie inna wełna :) Częścią nauki przedzenia, jest umiejętność rozróżnienia do czego się poszczególne gatunki nadają :) dlatego warto próbować różnych ras i rodzajów runa, choćby w celach szkoleniowych i poszerzania horyzontów :)
A krajka cudna, ja podziwiam te cuda na tabliczkach, dla mnie to czarna magia :/
Dzięki, teraz się poważnie zastanowię co zrobię z tego jagniątka zanim wezmę wrzeciono.
A krajka na bardku jest ;) Wzorek wybierany.