Jakoś tak wychodzi, że najtrudniejsze zadania zawsze mam w trybie bojowym. Moje drugie podejście do osnuwania krosien pionowych przypadło na Noc Muzeów. Nie powiem – sama chciałam. Ale co innego, jak odpowiada się na pytania turystów, a co innego, kiedy pół dawnego bractwa wpada na pogaduchy ( Pozdrowienia dla EKZ! i Weleta :D )
Tak czy inaczej wszystko szło pięknie-ładnie do momentu wiązanie półnicielnicy. Okazało się, że zrobiłam parę błędów przy tkaniu trzeciego brzegu i zamiast ładnego płótna dostałam ażurową skos-przeplatankę, co zresztą widać na zdjęciach poniżej.
Będę musiała to jakoś naprawić przy najbliższej okazji. Tylko tym razem bez towarzystwa ;)