Dawno temu kolega uraczył mnie złotą myślą
Jeśli twoja praca nie sprawia ci przyjemności to jest to tylko i wyłącznie twoja wina
Jakkolwiek kontrowersyjne na pierwszy rzut oka by to nie było po głębszym zastanowieniu postanowiłam przyznać mu rację i zapisać to sobie w pamięci na dobre. Bo to wyłącznie moja wina, że na myśl i tabliczkach zaczynało mnie mdlić. Dojście do tego stanu zajęło chwilę, ale wcale nie było trudne.
Zacząć trzeba od tego, że dawno temu postanowiłam tkać na zlecenie. Dokładnie to co ktoś chce, w takich wymiarach, kolorach i wzorach jakich sobie zażyczy. Zabójca kreatywności, ale dzięki temu powstały takie cuda jak Duma Druciarza i rekonstrukcje wzorów historycznych.
Krajka tu, krajka tam, aż zaczęły się zbierać “poważne zamówienia” na ponad 10 m jednego wzoru, czy kilka takich samych pasów… nuda, ale skoro klient chce…
I w końcu przyszedł czas na Zemstę Królików. Pisałam o tej krajce już wielokrotnie bo cięgnie się za mną jak smród za żulem. Czarę goryczy przelał rozmiar ostatniego zmówienia. 53 m. Pięćdziesiąt trzy metry znienawidzonych królików, po raz kolejny w mdłym, zielono-rudym zestawieniu. Absolutnie nie mam pretensji do osoby, która to zamówiła – ona też potrzebowała materiałów na masowe zlecenie, ale cos we mnie pękło.
Ostatni metr królików szedł z tabliczek 20 grudnia. Tkanie 40m zajęło mi prawie dokładnie miesiąc. Krótki deadline tez zawdzięczam sama sobie. Bo dlaczego by nie. Niewywiązanie się w terminie też jest moim problemem, nawet, jeśli mogę wskazać współwinnych.
Żeby było ciekawiej – jako, że grudzień – równolegle pracowałam nad prezentami dla rodziny. Na szczęście żadnych krajek i wszystko jako niespodzianka, więc pełna dowolność.
Żeby skrócić to moje marudzenie podsumowanie w punktach
Jak skutecznie znienawidzić rękodzieło
- Próbujesz na nim zarobić
- Nie zostawiasz sobie miejsca na kreatywność
- Bierzesz hurtowe zlecenia…
- …i nierealne terminy realizacji
- Nie doceniasz wartości swojej pracy
A jeśli do tego wszelkie próby upubliczniania swojej pracy spotykają się z nikłym lub zerowym odzewem (tak, na ciebie patrzę niekomentujący człowieku) to już w ogóle się wszystkiego odechciewa.
Czas na wniosek, a będzie to nieco przyspieszone postanowienie noworoczne:
W 2016 roku nie biorę żadnych zleceń,
chyba, że uznam, że są z korzyścią dla rozwoju umiejętności.
Potraktujcie to jako inwestycję w jakość i życzcie powodzenia. Ja wracam do tego, co jeszcze mam na liście “na wczoraj”
12 Comments
O widzę że i tobie się odechciało ;|
Mój blog też już kurzem zarósł, bo po cholerę mam produkować kolejne sążniste posty, jak czytają to dwie osoby a i komentować się nikomu nie chce :/
Witaj w klubie :(
Zleceń też już praktycznie nie biorę, bo toalnie mi to obrzydziło hobby :/ Raz na jakiś czas czapkę zrobię, ale nic poza tym :/
Ehhh co za porabany świat :(
Odechcieć mi się nie odechciało – jeszcze. Póki co chcę spróbować nieco bardziej samolubnego podejścia.
A działać będę nadal (i publikować też) bo jak zobaczyłam dziwny nalot na nieużywanym zestawie skórzanych tabliczek, to czym prędzej postanowiłam ich użyć, żeby ich grzybek nie przywłaszczył ;)
Nooo, brak komentarzy czy nawet jakiejś dyskusji dotyczące danego wpisu jest bardzo demotywujący.
Jeśli skóra była woskowana, to ów nalot jest naturalny, to nie pleśń :)
Dużo weny życzę w nowym roku! :)
O, to mnie pocieszyłeś! Dzięki. Za życzenia także :)
A zlecenie na kolejnego “Kostrupa”, ale tym razem z naturalnie barwionego surowca przyjmiesz? ;)
Mi na szczęście ostatnimi czasy zdarzyło się kilka ciekawych zamówień, takich właśnie z gatunku że sama chętnie zrobię, bo coś nowego, albo bo ciekawe tkaniny, albo bo wreszcie mogę zrealizować jakiś ciuch, o którym od dawna myślałam, ale nie miałam czasu, żeby go uszyć ot tak (tym bardziej, że niestety ciuchy szyte ot tak często później długo nie mogą sobie znaleźć nowego właściciela, a ja nie mam w domu miejsca na ich przechowywanie :D ). Inna sprawa, że przy szyciu jest sporo dowolności i mimo wszystko, nawet przy dziesiątej tunice, nie aż tak dużo powtarzalności.
A ze złotą myślą kolegi nie zgadzam się z całego serca. Nie każdy ma luksus wybrania sobie pracy, która go będzie satysfakcjonować, bywa że nawet pracy, którą chociażby będzie lubić, a czasem życie układa się tak, że nie ma wyboru, coś żreć trzeba :/
Jak tylko skończę wszystkie “nawczoraje” z tego roku to bardzo chętnie ;)
A ta złota myśl ma swoje drugie dno – żeby czasem przemyśleć co zrobiliśmy po drodze, że jest nam w efekcie aż tak bardzo źle. I zmienić co jesteśmy w stanie, zamiast nic nie zmieniać i narzekać :)
Ależ teraz walnęłaś posta. Bardzo mądrze – dziękuję. Teraz już rozumiem, że sama jestem sobie winna ;) Eh to niesamowite wiedzieć, że masz podobne doświadczenia w ostatnim czasie. Życzę Ci w takim razie, by punkt pierwszy i piąty ładnie się ze sobą zgrały, bo mogą :) Z resztą sobie poradzisz.
Takiego zgrania życzyłabym wszystkim rękodzielnikom :)
A rachunek sumienia pod tytułem “którędy szedłem, że jestem tu gdzie jestem” każdemu czasem się przyda
Mogę się podpisać pd sporą częścią Twoich przemyśleń, dodałabym jeszcze punkt – zalew tanich produktów z tej samej kategorii niekoniecznie dobrej jakości. Dlatego między innymi już nie przyjmuję zleceń na naalbinding…
Plus jeszcze mam kolejne postanowienie na 2016 – komentować aktywniej wpisy na ulubionych blogach :) Bo i do Ciebie, i do Olof i Rosamar chętnie zaglądam i przyjemnie mi się czyta każdą nową notkę, do tego często wracam do Waszych starszych wpisów szukając rady czy odpowiedzi na jakiś problem – wiedzcie o tym :)
Dzięki!
Pożyczę sobie Twoje postanowienie. Czerpiemy inspiracje na wzajem ze swoich blogów, więc słowo otuchy tu czy tam jest naprawdę na miarę złota :)