Zacznijmy od tego, że wybrałam się na sarny a trafiłam tego cfaniaczka. Siedział sobie spokojnie na skraju krzaków czając się na zająca, którego zauważyłam dopiero jak mi śmignął przed nosem. Ryżych hultajów była dwójka, a zajęcy siedem – jeszcze nie widziałam takiego zagęszczenia w jednym miejscu. Chyba zepsułam im śniadanie.
Kolejna rudość to moja pierwsza uprzędzona szpulka (jakby ktoś chciał wiedzieć to czesanka do filcowania) :
Ale ten czerwony zamotaniec jest tylko pretekstem do pokazania mojego nowego cacka. Póki co, od października, stoi u mamy, więc mam do niego nieco ograniczony dostęp, ale może to i lepiej. Przędzenie strasznie wciąga!
I najlepszy smaczek:
Niedługo potem kołowrotek zawędrował do Lebiedzina (gm. Krasnybór, to samo województwo) gdzie należał do teściowej mojej cioci. Ot, rodzinna ciekawostka.
Na koniec cienka czerwona linia, czyli w końcu ukończone 7,5 m tasiemki 15 mm szerokości. Nie ma co się cieszyć, teraz czeka mnie to samo tylko w wersji 13 mm…