Jedną z moich wad jest to, że jak coś postanowię, a nie wezmę się za to od ręki to finalizacja najczęściej datuje się na św. Dygdy, tak więc przy okazji farbowania wełny na zielony fartuszek eksperymentowałam z innymi barwnikami, ale o nich za chwilę.
Oto mój zestaw do farbowania: 20 litrowy (ponad) gar – powinien być emaliowany ale aluminiowy też się sprawdził w tym wypadku, kilo wełny, dwa kilo zielonych orzechów włoskich i duża garści liści orzecha.
Do gara wlałam wrzątek, wrzuciłam liście do zaparzenia, i zanim woda ostygła próbowałam wkroić do tego orzechy, co skończyło się na ich obieraniu, bo były już na tyle dojrzałe, że wytworzyły twardą łupinę, ale jeszcze nie na tyle, żeby okrywa odchodziła sama.
Zapamiętać dwie rzeczy: 1) orzechy zbierać wcześniej ( miękkie) lub później (skorupa sama się oddziela) 2) obierać w rękawicach gumowych, lateksowych ect. bo inaczej ręce wyglądają jak powyżej – nawet pomimo gumowanych rękawic ogrodniczych.
Kompocik (wlałam w sumie jakieś 15 litrów wrzącej wody, żeby wszytko przykryło) stał sobie w ogrodzie przez 5 godzin, częściowo na słońcu, nie mieszany.
|Adnotacja 11.2016 – szczęśliwie nie sfilcowałam wtedy wełny, ale widocznie woda zdążyła już wystarczająco ostygnąć. Orzech jest o tyle łatwym barwnikiem, że nawet nawet w wypadkach skrajnej ignorancji farbiarskiej efekty są. Co najmniej ciekawe. |
A tu mamy suszącą się wełenkę – świeżo po wyjęciu z gara miała kolor brunatno-oliwkowy, ale po wyschnięciu kolor zmienił się na
…orzechowy. Barwnik zmienił się pod wpływem powietrza zapewne. Nie to, że mi się nie podoba, po prostu mój fartuch nie będzie zielony – szkoda.
|Adnotacja 11.2016. Czytając ten wpis po ponad 5 latach od jego publikacji zastanawiałam się, czy go w całości nie przeredagować, ale dodałam tylko adnotacje. Strasznej herezji nie zawiera, a ten zachwyt nad utleniającym się barwnikiem autentycznie mnie wzruszył.
Tak, barwnik utleniając się przechodzi z zieleni w brąz. Zależnie od temperatury kąpieli i jej czasu może to być kolor ciemno-kasztanowy (ocierający się o czerń, jeśli przypadkiem wełna się wam w garze przypali; było, było…) lub piaskowy (kąpiel wyczerpująca lub zimny odwar) |
A to efekty innych eksperymentów:
Lewa połowa – wełna gotowana z owocami dzikiego bzu (3dkg wełny, pół kilo owoców, 5 l wody, ogrzewane na małym ogniu przez godzinę.
Prawa połowa… efekt serii nieudanych eksperymentów. Wełna ogrzewana na małym ogniu najpierw ze skrzypem polnym (gdzieś mi się obiło o uszy że farbuje… a może chodziło o perz?), potem z dziurawcem – poprzednim razem wyszedł kolor ciemnobrązowy a tym razem nic – może to przez garnek ze stali nierdzewnej albo brak soli, następnie wsypałam dwie garści zielonej herbaty (też bez efektu). Ostatecznie wsypałam dwie torebki chemicznego barwnika do tkanin (lnu i bawełny) w kolorze… chabrowym. Nie widziałam jeszcze chabrów w tym kolorze, może to jakiś nowy gatunek? :)
I na koniec efekt moczenia przez 12 godzin w kurkumie (2 łyżki czubate na 400ml wrzątku)
|Adnotacja 11.2016 Do tematu farbowania kurkumą podeszłam potem raz jeszcze. O wynikach możecie przeczytać w tym wpisie |
Jeśli zagląda tu ktoś bardziej obeznany w sztuce farbowania to bardzo chętnie poczytam co takiego zrobiła nie tak ;)
2 Comments
No tak, to tylko potwierdza moją definicję hobby:
Robić rzeczy 5 razy dłużej, 3 razy drożej ale za to samemu ;-)
Kurkumowa śliczna :D